Nowa Lewica jest odmianą marksizmu. Słowo „marksizm” powinno już być wystarczająco odpychające, by uważać na Nową Lewicę. A jednak w wielu wypadkach takim nie jest.
Nie jest odpychające dla samych marksistów, którzy dzięki legitymacji partyjnej mogli robić kariery w państwach komunistycznych. Pozostaje w nich sentyment do tamtych czasów, stąd nowa wersja marksizmu też jest im bliska. Marksizm może być też atrakcyjny dla tych, którzy nie doświadczyli koszmaru państwa totalitarnego, z tego prostego powodu, że są na to zbyt młodzi. Marksizm odpowiednio podany może sprawiać wrażenie propozycji bardzo humanitarnej, pełnej miłości i tolerancji. A wreszcie marksizm wielu jego propagatorom i ideologom zastępował religię, stąd odnosili się do niego z nieomal religijnym uczuciem. Postanowili zrobić wszystko, by tę pseudoreligię ocalić. I gdy słowo „marksizm” nabrało w pewnych krajach lub kręgach negatywnego znaczenia, głównie z powodu zbyt mocnego kojarzenia go z totalitarnymi praktykami w Związku Sowieckim czy w Chinach, to zaczęto wprowadzać nowe słowa, bardziej przyjazne w odbiorze.
Takim słowem czy wyrażeniem jest „Nowa Lewica” albo „Krytyka Polityczna”. Faktycznie jest to kamuflaż, gdyż chodzi ciągle o marksizm. By jednak przekonać się, że jest to marksizm, trzeba sięgnąć głębiej do publikowanych książek lub artykułów, a na to dzisiejszy człowiek, jak wiadomo, nie ma czasu. Nie mówiąc już o prawdziwej analizie wyrastającej z dociekliwości. O tym doskonale wiedzą współcześni propagatorzy marksizmu, stąd potrafią zmieniać maski w zależności od tego, do jakiego odbiorcy chcą trafić.
Marksizm tradycyjny jest dziełem inteligentów, sam Marks skończył studia na Uniwersytecie Berlińskim, uznawanym wówczas za najlepszy w świecie. Pozostawił po sobie olbrzymi dorobek pisarski, świadczący o rozleglej erudycji. Ale odbiorcą jego doktryny nie miał być docelowo inteligent, lecz przede wszystkim człowiek niewykształcony, czyli robotnik. Stąd właśnie sam marksizm jako doktryna społeczno-polityczna obliczony był ostatecznie na pojętność umysłową ludzi nieposiadających głębszej wiedzy, po to żeby ci ludzie nie tyle zaczęli się zastanawiać i dyskutować nad marksizmem, lecz by zrobili rewolucję, czyli ruszyli do walki rozumianej dosłownie jako zabijanie innych ludzi z tego tytułu, że należą do klasy „oprawców”, jak burżuazja i kler. Marksizm był u swych założeń ideologią nienawiści, ideologią walki na śmierć i życie, walki, która przed niczym się nie cofa – ani przed zbrodnią, ani przed kłamstwem, ani przed oszustwem, ani przed złodziejstwem, ani przed prawem. Celem walki jest całkowite zniszczenie przeciwnika za pomocą jakichkolwiek środków. Takim był marksizm, którego główne idee w formie bardzo prostej zaczęto wsączać w umysły robotników.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 31 X – 1 XI 2013
Czyżby? Jakich tam inteligentów!!!
Zwykłych cwaniaków, którym tate i mame zafundowali berlińską edukację.
A od kiedy to edukacja jest warunkiem inteligencji? Przecież mamy nawet absolwentów Harvardu (np.Bush junior), którzy z inteligencją mają tyle wspólnego co koń z koniakiem.
Przypomnę, inteligencja to umiejętność znalezienia się i przystosowania się do otaczających warunków w oparciu o posiadane informacje. Np. Indianie lub Aborygeni, którzy na oczy nie widzieli książki ani komputera, bywają cząsto o wiele inteligentniejsi niż niejeden, pożal się Boże, belwederski professor.
W Polsce, całe szczęście coraz rzadziej, pokutuje utożsamianie warstwy ludzi z maturą i jakimś edukacyjnym dodatkiem z INTELIGENCJĄ.
Wszystkie "IZMY" zaś, były i są narzędziami ufundowanymi przez lichwiarzy.
Na marginesie: biologicznym (lewym)ojcem Ziutka Stalina był Polak, Mikołaj Przewalski, ten od konia.